CIĄŻA - DROGA DO SZCZĘŚCIA CZY POCZĄTEK KOŃCA?
Jest środek nocy, mam zdrowy powód by nie spać - wyrzucam zatem z głowy
dawno obiecany tekst o zmianach w moim życiu. Jak wspomniałem działam w porze pełnej
aktywności Morfeusza – w związku z tym w sypialni spokojnie śpią żona i mój
dwumiesięczny Syn. Uspokajam ciekawskich i formalistów – nie mamy ślubu a żona dla mnie to stan umysłu a nie
formalność – tym bardziej, że owocem naszego bycia razem jest Leon: „
najprawdziwszy skorpion, zdrowy jak byk” – co raportowałem w euforii tuż po
narodzinach pierworodnego. Zdrowy, radosny, komunikatywny i wyjątkowo urodziwy –
najpewniej po Mamie (bo umówmy się, że nie po mnie – przynajmniej od pasa w
górę póki co ;)
Narodzinom poświęcę dalej kilka zdań – tekst natomiast obiecałem poświęcić
ciąży. Trochę by odetchnęli Ci, którzy byli mi przez wiele lat życzliwi, a po
trosze dlatego by zachęcić do działania tych – znajomych i całkiem nie - którzy
z różnych powodów się wahają….
Osławione dziewięć miesięcy oczekiwania, transformacja fizyczna, burza hormonów,
zmiany, zmiany, zmiany… straszne czy śmieszne? Tak jak genetyka dowodzi, że nie
ma dwóch jednakowych organizmów, tak – zapewne – nie ma dwóch jednakowych
przebiegów ciąż… ja mam świetne wspomnienia – końcówkę ciąży obydwoje
celebrowaliśmy z rozrzewnieniem wyliczając jej przyjemne aspekty. Moja Pani
była do końca aktywna zawodowo, praktycznie samodzielna, radosna i wszystko co
chcecie – inna sprawa, ze karmiłem jak tylko własnoręcznie mogłem najlepiej –
no, posiłkowałem się czasem zewnętrznymi, ale bardzo zaufanymi źródłami. Zaznaczę,
że działaliśmy i działamy w ramach bardzo ograniczonego budżetu – efekty są
zatem spowodowane poświęceniem i dobrą wolą zaangażowanych elementów.
Poświęcenie i dobra wola… tak płynnie to wyszło spod pióra… ale zaczynam
Wam przytaczać podstawowe elementy, których samiec hedonista (nawet
najwrażliwszy) uczy się na nowo w oczekiwaniu na potomstwo. Nie wymaga to
specjalnych poświęceń ani wyrzeczeń – uwierzcie ponad 40sto letniemu
kawalerowi. Kluczem do sukcesu jest wybór parterki/partnera, miłość i dobra – a
przynajmniej rosnąca – forma fizyczna. Dlaczego? – to mój sekret – bo wtedy
łatwiej o siłę sprawczą… a o to chodzi w tym wszystkim. Zachcianki kulinarne? Bez
dramatu, a i śmiechu przy tym kupa – w szczególności dla ogarniętego kulinarnie
i zakupowo faceta. Humory? Da się przeżyć i przewidzieć – choć nigdy w życiu
nie dostałem – i nie chce więcej – dostać takiego „opr” jaki zgarnąłem
opóźniając powrót z „ostatniego nocnego rajdu po mieście kochanie” – wielki stres,
nie warto ryzykować zdrowiem własnym ani dziecka – następnym razem inaczej to
zaplanuję (wystarczy do deklarowanej godziny powrotu dodać 4 i wrócić przed –
efekt zgoła odmienny;)))))
Kobieta w takich sytuacjach jest tak nabuzowana
hormonami, że atakuje Cie z „potrójną siłą wodospadu” – bez kontroli nad sobą i
tym co czyni (co potem ze skruchą przyznaje) - Masakra. Szkoda zdrowia na
kopanie się z żywiołem. Ona jest na etapie kreowania nowej istoty ludzkiej –
możesz wówczas poznać kwintesencje wszystkich emocji, które zapisane ma w sobie
człowieczek. Jeśli skondensujesz to w 20-to minutowej wymiane zdań… - uwierz,
że wolałbyś sparing z Tysonem. Myśl, planuj, bądź mądrzejszy, wyprzedzaj fakty,
miej dystans, bądź „lwem i lisem” jak mawiał Wieszcz.
Ciąża uczy pokory i reedycji swoich maksym i mądrości wszelakich. Choćbyś
miał dumny status posiadacza 3-cyfrowego IQ (wow, Lol, whateva’) i twoje „myczki”
sprawdzały się w dotychczasowym życiu – odpuść i zweryfikuj je. Natura bardzo
sprytnie dała nam – mężczyznom – 9 miesięcy na zorientowanie się i
zredefiniowanie siebie samych. To sporo. Bystrym wystarcza – mniej ogarnięci
muszą ciężej popracować – sorry – taka jest kolej rzeczy. Przede wszystkim
podczas ciąży w domu musi być „peace, love and harmony” – inaczej rozbuchana
hormonalnie kobieta doprowadzi Cię bracie na skraj szaleństwa – a zabijać się nie
będziesz bo świadomie nie płodziłeś sieroty. Jeśli nie wykończy Cię ciąża, to
zabije Cię ojcostwo. Spokój i harmonia w ciąży to zdrowe i pogodne dziecko.
Moje nie płacze – jest komunikatywne i stroi wesołe minki. Mogę pospać i nie mogę
się od niego odkleić. Z braku wiedzy i z szacunku dla wielu par – pomijam kwestie
związane z patologiami ciąży. Mam swoje zdanie, ale nie artykułuję go. Życzę
wszystkim jak najlepiej: dobierajcie się rozumnie, z sercem i pielęgnujcie to!
Zbliżam się ku końcowi – jest 7-my miesiąc… dotąd żyłem w przeświadczeniu,
że będę miał córkę. Myślałem: „Moja Kobieta jest taka słodka i dziewczęca, jak
patrzę na nią widzę córkę – niech będzie – pies trącał to wspólne granie w
piłkę”… koleżanki wtórowały: „dziewczynki
są milsze; będzie ci słodko” – no to ekstra – wchodzę w temat... Aż doszło do
USG w 7-mym miesiącu – dotąd byłem utrzymywany w przekonaniu, że „raczej córka”
(no comment) – i lekarz mówi: „córka???!!! Z takim fiutem??!!!” aż podskoczyłem
z zaciśniętymi pięściami a moje „Yesss!!!” było słychać na korytarzu – jednak to
wspólne granie w piłkę zwyciężyło….;)
Później już z górki i moje najfajniejsze skojarzenia…. wiązanie butów. Dla
mnie to kwintesencja ciąży – symbol poświęcenia, pokory i cierpliwości. Wiążesz
buty przyszłej Mamie – czy jest coś bardziej rycerskiego i znamionującego
nadchodzące zmiany??? Niedługo małemu glutowi będziesz wiązał, uczył, poprawiał….
to naprawdę da się lubić.
Poród jest pierwszym kontaktem człowieka z "polityką prorodzinną państwa". Uwierzcie mi na słowo, aby nie przedłużać tego postu, a poświęcę tej tematyce
kolejny krótki wpis – tytułem vademecum/modus operandi. Potem - na szczęście - jest
ciut lepiej, ale tylko w przypadku, jeśli urodzi Ci się zdrowe dziecko. Ze
szczęścia nie zjadłem wszystkich rozumów – wyobraźnia działa – życzę Wam
zdrowych dzieci, bo w tym kraju trzeba być zdrowym, by cieszyć się życiem.
I co? Morfeusz niebawem będzie kończył szychtę, więc muszę się i ja na
chwile położyć, a Wam życzę wszystkiego dobrego w Nowym 2015 Roku – no i jeśli
nie macie jeszcze dzieci, to je róbcie – tylko najpierw weźcie się za swoje
życie i siebie samych, by robiąc dzieci – dać z siebie to co najlepsze. Siła!

